niedziela, 4 września 2016

Rozdział 6

- William -

     Nudziłem się. Tak strasznie i okropnie się nudziłem. Było po obiedzie. Gdy już zdążyłem policzyć wszystkie plamki na suficie oraz wyśledzić wędrówkę jakiegoś zawziętego żuczka, stwierdziłem, że jeszcze chwila i wyjdę oknem. Naprawdę, ile można leżeć? Ja tu koczowałem od dwóch tygodni, więc miałem dosyć. Za każdym razem, kiedy był obchód i pytano mnie, jak się czuję, odpowiadałem, że wyśmienicie, byle tylko dali mi spokój. Nie było to do końca prawdą, bo w ciągu dnia miałem ataki zimna, bolała mnie głowa i nie zawsze mogłem zaczerpnąć powietrza. Nie liczyłem się z tymi objawami – byłem zdesperowany.

     Zamieniłem kilka słów z Jackiem i Thomasem, którzy grali w karty, po czym pomyślałem, że dobrze byłoby zobaczyć się z Nicki. Może ona coś wie na temat mojego wypisu? Tylko... Jak ją znaleźć? Są godziny popołudniowe, przecież jeszcze pracuje. Przyjdzie zapewne wieczorem. Hm.... A jakby tak zasymulować, że coś mi jest? To znaczy źle się czułem, bo głowa bolała mnie strasznie, ale nie miałem zamiaru dzielić się z nikim tą informacją. A dziewczyna pewnie by przyszła, bo to przecież jej sala. Zadowolony ze swojego planu, postanowiłem wcielić go w życie.

Kilka godzin później

     Leżałem na łóżku i walczyłem z wszechogarniającym mnie zimnem. Dygotałem, a ból głowy wzrastał z każdą chwilą. Nakryłem się kołdrą pod sam czubek nosa, czując jak łóżko trzęsie się razem ze mną. Powoli zaczynałem słyszeć wszystko, jak ze studni. Takiej głębokiej i pustej... Ostatnią rzeczą, którą usłyszałem, był zaniepokojony okrzyk kolegów z sali. A później spadłem w jakąś niewidzialną otchłań, z której nie widziałem wyjścia.

***

   Znowu leciałem. Znowu nie czułem swojego ciała. Było to strasznie dziwne uczucie. Wiedziałem tylko, że to, co się stało, nie powinno się stać. A co jeśli umarłem? Co jeśli już nigdy nie zaznam swojego życia? Nie chciałem tego. Musiałem być przy Adamie, przy rodzicach... Chciałem być przy Nicolet. intrygowała mnie od samego początku. Była taka śliczna i dobra. Nigdy nie spotkałem podobnej dziewczyny. Każda była zbyt dziecinna, każda sprawiała wrażenie stereotypowej blondynki. Nikki codziennie dowodziła, że jest inna. Dorosła. Dojrzała. Odpowiedzialna.


       Nagle przez moją podświadomość przebił się czyiś krzyk oraz szmery. A później usłyszałem wszystko wyraźnie. 



– Defibrylator, szybko! – zawołał męski głos.

    Defibrylator? Serio? Czyli, że moje serce stanęło. Nie żyłem. Pozostało mi się tylko zastanowić się, dlaczego wszystko słyszałem. Nie powinienem już nie żyć? Ale... Może są jeszcze jakieś szanse na to, że mnie uratują?

 Pośpieszcie się! Jezu, on umiera!  Nicolet? Była tu. Starała się pomóc. Słyszałem przerażenie w jej głosie. Och... Poczułem, że moje ciało wznosi się do góry, a później boleśnie opada z powrotem na łóżko. Powtórzyło się to kilka razy.

 Nic już nie można zrobić. – Nie, nie, nie. Proszę, nie mogę odejść! Muszę tu zostać! Boże, zróbcie coś. Cokolwiek! Nicki, ratuj!

 Próbuj jeszcze raz! Tak, posłuchaj jej! Jeszcze raz!

– Nie mogę. Nie można więcej niż... – Możesz, do cholery! Nie umrę drugi raz!

 Spróbuj.  Nicolet, walcz. 

 Nicki, słyszysz? On się nie obudzi... ej!  Moje ciało znowu wzniosło się ku górze, ale mimo to pisk maszyny dalej wypełniał pomieszczenie. Nie, błagam!

 Daj to, spalisz go!   Co?! Jak to spalisz mnie?! Nie!

 I tak mu to nie zaszkodzi skoro nie żyje!  No w sumie...

    Pik.Pik.Pik.

    Tylko tyle usłyszałem zanim znowu gdzieś spadłem. 



***

    Ciemno. Wszędzie ciemno. Bolało mnie w klatce piersiowej. Piekło mnie całe ciało. Czułem, że nie oddycham sam. Pieprzona rurka. Ale żyłem. To było najważniejsze. To znaczy chyba żyłem... Ale przecież w niebie nie czułbym bólu. A co jeśli trafiłem do piekła?!

    Nagle po swojej prawej stronie usłyszałem ciche westchnięcie. Uff. Byłem na ziemi. W szpitalu. Chciałem odwrócić głowę i zobaczyć, kto przy mnie siedzi, ale moje ciało było jak sparaliżowane. Nie mogłem nawet zgiąć małego palca. 

 Och, Will...  Nicolet?  Żyjesz. To najważniejsze. Dalej sobie poradzisz...poradzimy.

  Usłyszałem, że odsuwa krzesło. Chciałem krzyknąć, żeby nie zostawiała mnie samego, ale znowu otoczyła mnie ciemność.


***

     Miałam już dośc tego ciągłego spadania. Cholernie mnie to irytowało. Raz słyszałem wszystko wyraźnie, a już następnym byłem w jakiejś ciemnicy. Nicolet przychodziła często. Mówiła do mnie, opowiadała jakieś głupoty z życia codziennego. Parę razy szeptała coś czule, ale ja nie wszystko słyszałem. Nie byłem w stanie wyłapać tych cichszych słów. Rozbawiła mnie, kiedy przyszła zdenerwowana do mnie i powiedziała, że jej kotka porwała zasłony. Dlatego nigdy nie lubiłem kotów. Chciałem jej to powiedzieć, ale nie mogłem. Czułem się, jakby ktoś mnie zakneblował i ciasno przywiązał do łóżka. 

    Nie miałem pojęcia, ile czasu wiodłem to życie warzywka. Nicki nie precyzowała się w czasie, a mi nie przyszło do głowy, żeby policzyć ile razy już u mie była. Byłem zirytowany. Znalazłem się w najdziwniejszej sytuacji w swoim życiu. Poważnie? Słyszałem większość tego, co działo się wokół mnie, ale dalej leżałem bez życia. To było chore. Poza tym, nie wiem czy był to mój wymysł, czy głos Nicolet był z wizyty na wizytę coraz bardziej załamany. To nie było przyjemne... Czyżbym coś dla niej znaczył? To znaczy nie, przecież nie mogłem. Byłem jakimś pokrętnym mechanikiem, który został poturbowany przez pieprzony wybuch. Jakie miała podstawy, by coś do mnie czuć? Chociaż, nie! A jakie ja miałem podstawy, by coś do niej czuć? Była pielęgniarką i wykonywała swoją pracę. Ja to nie wiem, czy mi to już na serio odbija, czy co, pomyślałem zdenerwowany. Takie leżenie źle na mnie wpływało. Miałem za dużo czasu na takie bezsensowne roztrząsanie. I użalanie się nad sobą. Uch, jak ja nienawidziłem tego robić. A teraz najwyraźniej uświadomiłem sobie, że coś mnie do niej przyciągało. Cholera, muszę jak najszybciej wyjść z tego pieprzonego miejsca, zanim odstawię jakąś głupotę. Podświadomie byłem już w drodze do domu, gdy nagle usłyszałem czyjeś głosy. Skupiłem się, aby wyłapać ich sens.

 Nicolet, daj spokój...  Jakiś męski głos powiedział to zrezygnowanym tonem. Czyżby lekarz? 

 Nie, niech pan da spokój  odrzekła cicho.  On będzie żył. Da radę. Jest młody, a jego organizm silny.

     Pewnie, że będę żył! O ile mi powiesz jak się wydostać z tej stęchłej dziury zwanej podświadomością...

 Nie widzisz, że w jego stanie nic się nie zmieniło od ponad tygodnia?  drążył dalej mężczyzna. Pf, a co się miało zmienić? Może strój? Nie, nie będę się przebierał za świętego Mikołaja. Już kiedyś to zrobiłem i nie dziękuję.  Euta...

 Nie!  krzyknęła przerażona kobieta.  Niech pan nawet nie wypowiada tego słowa. Nie. Po prostu nie. On będzie żył. Proszę dać mu jeszcze kilka dni.

     Euta...? Czyżby chodziło im o eutanazję? Matko boska. Ja nie chcę! Przecież ja żyję, wszystko słyszę! Nie mogą mnie tak po prostu zabić albo odłączyć od tych wszystkich dziwnych urządzeń. Cholera, ale co ja mogłem zrobić? Cały czas czułem tę dziwną niemoc. Strasznie mnie to irytowało. Nie wiedziałem, jak się obudzić z tej pieprzonej śpiączki. Tego nie uczono mnie w szkole. Skupiali się na sztuce składania części samochodowych. Usłyszałem westchnienie.

 Trzy dni  zadecydował lekarz zrezygnowanym głosem.  Potem zwołuję konsylium. Kłaniam się.

    Chyba wyszedł. Usłyszałem, jak ktoś opadł głośno na krzesło stojące obok łóżka. Nicolet jęknęła cicho. Zawrzało we mnie. Tak bardzo chciałem po prostu wstać i sobie stąd iść. Nie chciałem, żeby się tak martwiła.

 William, irytujesz mnie.  powiedziała przez łzy. Siebie też, nie martw się.  Obudź się wreszcie, nie możesz tak po prostu stąd odejść. Jesteś potrzebny. Twój przyjaciel ma się coraz lepiej. Wstał już nawet, a ty co?

       Płakała. Ale moje myśli zaprzątnęła inna szczęśliwa myśl. Adam żył! Wszystko było z nim w porządku. Poczułem niewysłowioną ulgę, a potem znowu spadł na mnie ciężar chwili. Tak bardzo chciałem ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Chociaż ja sam też chyba potrzebowałem pocieszenia. Bałem się. Strasznie się bałem. Chciałem żyć. Miałem plany i marzenia.

 Zastanawiam się czy ty mnie w ogóle słyszysz...  ciągnęła dalej przez łzy.  Jak czujesz mój dotyk, to proszę zrób coś, żebym o tym wiedziała.

     Dotyk? Jaki dotyk? Gdzie dotyk? Nic nie czułem. Nie czułem nawet swojego ciała. Podświadomie dałem sobie z liścia w twarz. Usłyszałem szloch. Nie, to jest okropne. Ktoś ścisnął mnie delikatnie za rękę. Jej palce były ciepłe i przyjemne w do... CO? Czy ja właśnie poczułem jej dotyk?! Matko boska! Ej, Nicki, żyję! Słyszysz mnie! Czuję twoją rękę na mojej dłoni. Starałem się zlokalizować moje ciało, odwzajemnić uścisk, ale było za późno. Znowu spadłem.

***

       Jakoś tak głośno. Znowu coś słyszę. Powoli ogarniałem wszystko, co się wokół mnie działo. Słyszałem Nicki. Opowiadała mi przerywanym głosem, jak jej minął dzień w pracy. Głaskała mnie przy tym po ręku. Nagle poczułem jak coś, co oddychało za mnie przez ostatnie kilkanaście dni zaczyna mi przeszkadzać. Poczułem, że moje brwi się zmarszczyły. 

 Will?  zawołała piskliwym głosem kobieta. Usłyszałem jak odsunięte gwałtownie krzesło upadło z hukiem na ziemię. 

       Zamrugałem gwałtownie, a moim oczom ukazał się biały sufit. Jakieś lampy. Wszystko było jakieś takie nie ostre. W uszach rozbrzmiał mi uszczęśliwiony głos kobiety. Z powrotem zamknąłem oczy, bo zmęczyłem się tym mruganiem. Ale przynajmniej w końcu coś mi się udało zdziałać.

Przestań się cieszyć, tylko wyjmij mi tą pieprzoną rurkę z gardła, bo się zaraz uduszę, pomyślałem szybko. Zacząłem już nawet kasłać. Chciałem w końcu samodzielnie oddychać. 

2 komentarze:

  1. Jak zwykle nie zawodzicie! ;) Podoba mi się jak realnie jest to wszystko napisane, przez co łatwo można sobie wyobrazić opisaną sytuację.
    Jak zwykle czekam na kolejny.
    Pozdrawiam, Kasia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cudowną opinię <3

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń