poniedziałek, 3 lipca 2017

Rozdział 12

– William –

     Chwilę już czekałem pod mieszkaniem Adama moim srebrnym BMW 316. Patrzyłem przez szybę ze strony kierowcy i zatrzymałem wzrok na oddalonej latarnii. Palcami lewej ręki nerwowo pukałem w kierownicę, a drugą dłoń trzymałem na udzie.  Dzisiejszej nocy niebo było czyste z widocznymi gwiazdami na niebie oraz ich przewodnikiem – księżycem. 

     Niespodziewanie otworzone zostały drzwi od strony pasażera. Podskoczyłem, od razu spoglądając w tę stronę. Bez pardonu wsiadł mój przyjaciel, spoglądając na mnie. 
– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – stwierdził, podając rękę do naszego przywitania. 

– Dziwię się, że ty nie jesteś jeszcze duchem. Niedawno cię wypuszczono, choć powinni cię jeszcze tam potrzymać z parę dni. 
– Nie chciałem już tam być – przerwał na chwilę, zapinając pasy, a ja przekręciłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem przed siebie. – Sam wiesz jak to jest być zamkniętym w czterech ścianach, gdy lubi się łazić, coś porobić. A z resztą, nie było potrzeby mnie już tam trzymać. Mam leki wspomagające regenerację. Gdyby coś się działo to mnie wezmą z powrotem. 
Zamilkliśmy na chwilę. Adam patrzył na teren, przez który jechaliśmy – lubiliśmy sobie pojeździć bez konkretnego celu podróży. Tam, gdzie mieliśmy ochotę, tam się kierowaliśmy oraz zwiedzaliśmy. 
Podczas tego, zaczęliśmy luźną rozmowę odnośnie motoryzacji, czyli tego, co kochamy oby dwoje. 
– Myślisz, że warto wstawić stożek zamiast normalnego filtra? – zapytałem.
– Jak nie przerobisz dolotu to bez sensu. Będzie ci łapać ciepłe powietrze i będzie gorzej. 
– Myślisz?
– Ta, już lepiej wkładkę sportową kup, taki filtr jak normalny, tylko że więcej powietrza przepuszcza i się go nie wyrzuca, myjesz, i masz jak nowe. Skręć w lewo, Will. Pokaże ci jedną fajną miejscówkę.
– Patrzyłem na sportową, ale drogie. Stożek wychodzi taniej – stwierdziłem. 
– Ale, żeby stożek miał sens, musiał byś kupić dedykowany dolot powietrza do niego, a tanie nie jest. Chyba, że sam chcesz się pobawić z tym – uśmiechnął się spoglądając na mnie – oczywiście z wielką chęcią ci pomogę.
– Może, zobaczymy.

     Gdy dojechaliśmy w wyznaczone miejsce przez przyjaciela, zacząłem wątek, który przez cały ten czas mnie dręczył.
– Adam... tak serio chciałem pogadać o czymś innym – nigdy nie rozmawiałem z nim na tematy, te uczuciowe. W końcu faceci o tym nie mówią, prawda? Jednak pierwszy raz w ciągu naszej dwudziestoletniej znajomości czuję potrzebę pomówienia o tym. 
– Wal, stary. Zacząłeś tak poważnie... aż czuję się nieswojo – zachichotał całkiem nerwowo.
– No więc, poznałem dziewczynę. Widziałem się z nią dzisiaj. Pierwszy raz spędziliśmy wspólnie chwilę czasu. Pojechaliśmy na festyn do Richmond. Było serio fajnie. Odwiozłem ją do domu i... w sumie nie wiem, co myśleć.
– O czym ty gadasz? – zapytał  – Czego możesz nie wiedzieć? Spodobała ci się.
Zawstydzony, odpowiedziałem:
– No, tak. Tylko nie wiem... czy ja jej. Bo na odchodne myślałem, że chce mnie pocałować, a ona...
– Odwróciła się i poszła?
– No, tak, jakby – odparłem z niesmakiem, przypominając sobie tę zażenowaną dla mnie scenę.
– Stary! Nigdy nie oglądałeś dziewczyńskich filmów czy seriali? Kiedy ona tak robi, to od razu widać jak na dłoni, że jej się podobasz. Nie chciała wyjść na łatwą. – Adam najwyraźniej się rozluźnił, bo rozsiadł się wygodnie oraz uśmiechnął pod nosem. Pewnie jest z siebie dumny, że tyle wie. Akurat.
– A ty co, znawca telenoweli? Z siostrą się naoglądałeś i dlatego taki pewny?
– Nie, z twoją matką. – Dałem mu kuksańca, a on mi oddał. Zaczęliśmy się śmiać, kolejno ruszyliśmy w dalszą drogę.

***

     Dryń, dryń.
     Z twarzą w poduszce, dalej zaspany szukałem dzwoniącego telefonu. W końcu go poczułem pod moimi palcami, jednak gdy chciałem go podnieć z szafki nocnej, spadł na ziemię.
– Niech to szlak jasny trafi – zamruczałem. Podniosłem się na ramionach i przeczołgałem na róg łóżka, by dosięgnąć komórki. Odwróciłem się na plecy; spod zmrużonych powiek spojrzałem na ekran. Rzuciła mi się w oczy rysa powstała na ekranie.
Zajebiście – pomyślałem. Jednak nie to mnie przeraziło, a odebrane, przez przypadek, połączenie. – Halo? – zapytałem, przyłożywszy telefon do ucha.
– Cześć, Williamie. Nie wiedziałam, że tak reagujesz, kiedy do ciebie dzwonię. Mogę się rozłączyć jeżeli...
– Nie, nie! To nie było do ciebie! – odpowiedziałem spanikowany. – Telefon mi spadł i szybę porysowało, to dlatego. Nie bierz tego do siebie. – W odzewie usłyszałem dobiegający z słuchawki chichot Nicolet.
– Dobrze, rozumiem. – Zamilkliśmy. – Czy... spokojnie wróciłeś do domu? – Po jej głosie słyszałem, że czuje się zakłopotana.
– Taak. Spotkałem się jeszcze z Adamem i tak jakoś wyszło, że wróciłem po drugiej.
– A, właśnie. Jak on się czuje? Domyślam się, że już lepiej? – zapytała zatroskana. Musiała mówić szczerze. – Ale dobra z niej kobieta. 
– Znacznie lepiej – zaśmiałem się – dzięki takiej pielęgniarce jak ty, to ciężko byłoby nie stanąć na nogi.
– Już nie przesadzaj, Will. Wiesz, że to – i tu wszedłem jej w słowo:
– Zasługa lekarzy, a ty tylko pomagałaś.
– Zasługa lekarzy, a ja tylko pomagałam.
Zamilkliśmy, by następnie wybuchnąć śmiechem.
– Nikki, nie powtarzaj się, proszę. Gdyby nie pielęgniarka, nie byłoby komu wydobrzeć. Doceniaj swoją pracę, bo najciężej wy pracujecie, nie oni.
– Dziękuję za tak ciepłe słowa, jednak, co do tego, bym się sprzeczała. – Uwielbiałem słuchać jej ciepłego, radosnego głosu, którym mnie obdarowywała.
Gdyby mogła tak częściej.

     Rozmawialiśmy przez kolejną godzinę. Przerwała w końcu Nicolet z powodu odwiedzin siostry. A ja powinienem zebrać swoje zwłoki z łóżka.
     Spojrzałem na zegarek – siódmy grudnia, godzina dwunasta zero jeden. Najwyższa pora, by załatwić dzisiejsze obowiązki. Mam do odwiedzenia jedno ważne miejsce.


     – Woli pan, więc, lilie czy goździki?
– Poproszę jednak te różowe goździki. To jej ulubione kwiaty. – Florystka uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłem ekspresję.
– Idealny wybór. – Wzięła się za przygotowania drobnego, zaś pięknego, mam nadzieję, bukietu.

     Dzisiaj wiało, słońce zasłonięte było chmurami a z nich leciał kapuśniaczek. Wokół sporo roślinności, zwłaszcza zimozielonych roślin – sosny, świerki, barwinki, tuje czy jakie to tam mogą być. Widoczne też te zdrewniałe krzewy oraz drzewa, które kwitnął dopiero na wiosnę. Od wejścia są szerokie ścieżki, które rozchodzą się na mniejsze, równoległe i prostopadłe do siebie, tworząc prostokąty. Jest tu nawet parę ławek, śmietników... I nawet można z kimś porozmawiać.
     Stanąłem w alejce siedemnastej, rzędzie trzecim przed uniwersalnym, kamiennym pomnikiem. Na podłużnej płycie znajdowały się zwiędnięte róże oraz wypalone „wieczne lampki”. Widać, że nikt tu za często nie przychodzi – o ile w ogóle. Postawiłem mój skromny znicz w kształcie serca, wyciągnąłem stare kwiaty, rzucając je chwilowo na bok – w ich miejsce postawiłem świeży bukiet różowych goździków. Przykucnąłem z myślą zapalenia knotu. Spojrzałem na pomnik:

Emma Brown 17.07.1965 - 07.12.1996

Sabrine Brown 24.02.1984 - 07.12.1996

Nie umiera ten, kto pozostaje w sercu i pamięci bliskich.
     Tak, nagrobek mojej mamy oraz siostry. Byłem gówniarzem, gdy to się stało, bo tylko w wieku ośmiu lat. Zginęły w wypadku samochodowym. Dokładniej na przystanku, gdy jakiś pijany koleś wjechał w czekających podróżnych. One nie miały tego szczęścia, by trafić wyłącznie do szpitala i wyjść bez szwanku. A stały tam przez mojego ojca – nienawidzę go. W dodatku, wszystko widziałem.
     Wspomniawszy tę historię, zakręciła mi się łezka w oku. Zapaliłem znicza. W tym czasie usłyszałem czyjeś kroki zmierzające w moją stronę. Uniosłem się i usłyszałem:
– Witaj, synu. 
     Nie chciałem się obrócić, nie chciałem by tu był, choć spodziewałem się, że będzie miał czelność pojawić się w tym miejscu, tego dnia. Mógł tylko porę wybrać sobie inną.
     Zignorowałem go i stałem, patrząc się na zapalonego znicza oraz bukiet kwiatów.
– Widzę, że dalej nie chcesz ze mną rozmawiać – oznajmił ochrypłym głosem. Słyszałem zawód w jego tonie oraz irytację, co mnie bardziej zdenerwowało. Zacisnąłem mocniej splecione dłonie. 
     Staliśmy tak przez chwilę, ojciec mruczał coś pod nosem – pewnie modlitwę. Nawet to wzbudzało we mnie gniew. 
– Will, zależy mi na naszym kontakcie. Ja... ja się zmieniłem.
– Gówno prawda – odparłem bez zastanowienia. 
– Naprawdę. Uwierz... robię to dla nas. – Wyciągnął do mnie rękę, dotykając mojego ramienia. Odsunąłem się jak poparzony. 
– Nawet nie próbuj mnie dotykać! – uniosłem się. – Gdzie byłeś przez tę resztę mojego życia? Ty wiesz w ogóle co się ze mną działo? Interesowało cię w ogóle moje istnienie? Co, dowiedziałeś się o pożarze i zależy ci na kasie z odszkodowania? – Ojciec próbował wtrącić swoje, jednak ja mu nie dawałem szansy. – Tylko kasy byś chciał, bo ciągle ci brak. A gdzieś masz życie swojej, byłej, rodziny. Masz nową? Nie masz? Mam to gdzieś. Radź se sam, tak jak ty kazałeś mnie. – Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem żwawo przed siebie.
– Will, ja... Ja jestem chory – powiedział donośnie z żalem w głosie. Stanąłem jak wryty. Prychnąłem. W sumie tego mogłem się spodziewać prędzej czy później. – Mam raka. I... ty też jesteś narażony, Will.
     Zignorowawszy jego słowa, ruszyłem przed siebie w stronę bramy zapowiadającej wyjście ze zbolałego wspomnienia czasu.



____________________________________________



  
     Proszę o Wasze wybaczenie za półroczny brak rozdziału. Dużo się działo, a co najważniejsze,  zostałam sama z prowadzeniem tej historii. Nie jest to dla mnie kłopot, jednak pisanie z kimś dodaje świeżości oraz nowych chęci. A tak trzeba samemu wszystko przerabiać. Jednak w końcu na wakacje wena przyszła i oto jest nowy rozdział :)
     Zaplanowałam także kolejne, jednak muszą się jeszcze napisać. Sądzę, że historia zamknie się do 25 rozdziałów, lecz nie mogę wam tego obiecać! Nigdy nie wiadomo, co jeszcze przyjdzie do mojej głowy.
     Z chęcią pisałabym dłuższe rozdziały, ale przyznam, że brakuje mi takiej wprawy. Z drugiej strony uważam, że mam czas jeszcze się nauczyć, prawda?
     Przy okazji zapraszam Was na stronę Katalogowo, gdzie znajduje się ankieta na rozdział miesiąca. Jeżeli ktoś jeszcze nie zna, to zapraszam na moją stronę i zachęcam do głosowania na nią właśnie, czyli Serce a Rozum. Zgłoszę do konkursu także ten rozdział, jednak ankieta pojawi się dopiero w lipcu. Z góry dziękuję za każdy oddany na moją twórczość głos i zachęcam Was do komentowania i zgłaszania się do tego konkursu także :) 

     Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda i czyta! 


Pozdrawiam serdecznie!