niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 11

~Nicolet~

     Człowiek, jedna z istot żyjących na świecie, które myślą do przodu nawet o paręnaście lat a nie tylko o tym, co zdobyć do jedzenia i jak ogrzać rodzinę oraz wychować dzieci. Człowiek także myśli o przeszłości  – potrafi robić to dość często. Tylko po co? Traktuje to jako sposób nauki czy czuje wewnętrzną potrzebę? A może istnieje inna odpowiedź, której tu nie przytoczyłam? Człowiek, z tego co nam wiadomo, lubi wspominać dawne czasy – chwile, które dawno minęły i nie wrócą, bynajmniej nie wrócą takie same.

     Oparłam się o drzwi z uśmiechem, zamknąwszy je za sobą. Serce mi dalej kołatało, choć sama już nie wiedziałam od czego – od truchtu czy jednak... pocałunku. No, prawie. To cudowne uczucie, gdy zbliżył swoje usta do moich... ale nie mogłam tego zrobić. Głupio mi jednak, że go zwiodłam.

     Nie wiem ile czasu tak bezczynnie stałam. Gdy uchyliłam powieki, myślałam, że wyzionę ducha.  Rękę odruchowo przyłożyłam do serca. Od krzyku powstrzymało mnie wyłącznie prędkie myślenie.
– Julie! Dziecko! – Siostra stała między salonem a przedpokojem, owinięta w beżowy koc z Misą na rękach. Jej twarz wyrażała wszystko – rozmazany makijaż, zaczerwienione oczy oraz policzki, które były mokre przez płacz. Żwawo podeszłam do dziewczyny, kładąc dłonie na jej ramionach i próbując złapać kontakt wzrokowy. – Co się stało? Dlaczego płaczesz i... od kiedy ty się malujesz? – zapytałam zmartwiona i zarazem zdziwiona. Ona tylko pokiwała głową, próbując się powstrzymać od potoku łez. Wtuliła się we mnie, a ja ją przytuliłam. Tkwiłyśmy w uścisku, nie zważając na godzinę, powód, ani ciszę.

    Usiadłyśmy w salonie na kanapie. Zrobiłam nam herbatę z suszonych owoców – truskawek oraz malin. Pomimo różnicy wieku, za młodu spędzałyśmy ze sobą sporo czasu, dlatego miałyśmy podobne walory smakowe, co jest nam na rękę.
– Teraz opowiedz wszystko od początku. Co się stało? – zapytałam, siadając obok zawiniętej w koc dziewiętnastolatki. Julie trzymała między dłońmi gorący kubek i chuchała na napar. Wyraźnie widziałam, że chce odwlec daną rozmowę, na tak długo, jak to możliwe, zarazem zależało jej, aby porozmawiać, czym prędzej. W końcu zebrała się na pierwsze słowa.
– Pokłóciłam się z Trevorem, a – przerwała na chwilę – a on spotkał się z inną. – Nie patrzyła na mnie. Stukała palcami o kubek.
– Jak mogę zrozumieć, Gregor...
– Trevor. – Poprawiła mnie szybko. Westchnęłam.
– To twój chłopak, tak?
– Powiedzmy – odparła niezbyt chętnie.
– Jak to powiedzmy? – uniosłam głos – Jak możesz być niepewna tego, czy z kimś jesteś?
– Spotykamy się od niedawna. Poznaliśmy się na imprezie u znajomej... w sumie to u znajomej znajomego znajomej – zastanowiła się głębiej. – Eh, nieważne. Bardzo mi się spodobał... i zakochałam się w nim.
Trochę zbiła mnie z tropu. Mając dziewiętnaście lat, zakochać się tak od razu w chłopaku? I to na imprezie? A Will? – pomyślałam, ale szybko wyparłam tę myśl z mojego umysłu.
– Nikki... wiem, że pewnie tego nie rozumiesz. Ale zrozum, że naprawdę się zakochałam. Jak taka miłość od pierwszego wejrzenia.
– Naprawdę uważasz, że go kochasz? – odparłam z odrobinę łamiącym się głosem. Coś mnie kuło w serce, ale niestety nie rozumiałam jeszcze, co.
– Tak, tak sądzę – odpowiedziała bez namysłu i zawahania.
– To o co się pokłóciliście?
W tym momencie nastąpiło głębokie westchnięcie. Julie, jakby mogła, uciekłaby, gdzie pieprz rośnie.
– Odpowiesz mi? – powtórzyłam pytanie. Wyłącznie co otrzymałam w odpowiedzi, to stanowcze „nie”, podniosła się z kanapy i wyszła, zabierawszy uprzednio plecak ze swoimi rzeczami. W powietrzu uniósł się huk trzaśniętych drzwi i ciche miauknięcie Misy.

     Po nocnej już kąpieli mogłam z czystym sumieniem położyć się do łóżka. Gdy to uczyniłam w mojej ulubionej szarej piżamie w misie, spojrzałam na poduszkę obok, czy znajduje się tam moja kotka – tak, była tam, jak zawsze, gdy razem śpimy – następnie życzyłam jej dobrej nocy, po czym zgasiłam światło lampki nocnej stojącej na nakastliku po mojej prawej stronie. Oczywiście, gdy zdążyłam się wygodnie ułożyć i uśmiechnąć, mając przed zamkniętymi oczyma wspomnienia dzisiejszego dnia, musiał zabrzęczeć telefon, powiadamiający mnie o wiadomości sms. Z westchnięciem sięgnęłam ręką na ślepo na szafkę nocną z zamiarem odnalezienia go bez zmieniania pozycji. Jak tylko wzięłam go do ręki, zobaczyłam dwa powiadomienia. Pierwsze z nich otrzymałam od Williama:

Dobranoc Nikki

     Uśmiechnęłam się pod nosem i dopiero po chwili poczułam, że przygryzam wargę, zastanawiając się, co odpisać i czy w ogóle to uczynić. W końcu moje palce same zadecydowały, stukając na ekranie odpowiednie miejsca:

Dobranoc i dziękuję za dzisiejszy dzień, Williamie

     Nie miałam zamiaru wyczekiwać na odpowiedź, jednak przypomniałam sobie o czekającej jeszcze jednej wiadomości. Tym razem ta była od mojej rodzicielki z informacją, że Julie nie wróciła na noc oraz nakazem przyjścia do niej i pojawienia się w końcu w domu. Położyłam się na plecach i rozłożyłam szeroko ręcę, odłożywszy za wczasu telefon. Głośno jęknęłam z powodu mojej niechęci do spotkania, martwienia się o siostrę oraz wracania do sytuacji, od których tak staram się walecznie uwolnić.


     Z samego rana – tak jak zwykle, obojętnie jak późno kładłam się spać – wyszykowałam się, zjadłam płatki na mleku, a nastepnie przegryzłam je kanapką z hummusem, gdy już wychodziłam z domu. Przed wyjściem upewniłam się, czy wszystko wyłączyłam, pożegnałam się z Misą, obiecując, że za niedługo wrócę, zamknęłam drzwi na klucz, sprawdziłam czy są zamknięte, pociągając za klamkę i poszłam w kierunku autobusu.
     Miałam dom na przeciwległym krańcu miasta. Chciałam być jak najdalej od rodziców, jednak studiuię w tym mieście, dlatego wybrałam taką a nie inną opcję. Oni nie mieli za wiele do powiedzenia na ten temat, bo wcale im to jakoś nie przeszkadza. 
     Mimo chłodnego wiatru i pochmurnej pogody, nie pada, a zarazem jest przyjemnie, będąc na zewnątrz. W autobusie, jak zwykle, musi być włączone ogrzewanie tak mocno, że nie da się oddychać z ciepłoty i nie wiadomo, czy się rozebrać, czy próbować przetrzymać tę sytuację. Otóż ja wybrałam drugą opcję – jak będę zgrzana, to zrodzi się gotowa wymówka, by wyjść od nich szybciej, przed wszelką bezsensowną kłótnią.

     Gdy wysiadłam, znalazłam się na jednej z najbogatszych dzielnic tego miasta. Odszukałam wzrokiem dobrze mi znajomy dom – cały biały, z kolumnami i jeszcze ten płot, który musieli postawić...
     Zadzwoniłam do bramy. Po lewej stronie bramki znajdował się domofon z kamerą. Zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że w ogóle coś takiego wymyślili.
     Kiedyś moi rodzie nie uciekali od kontaktu z ludźmi. Teraz, niestety, po małych incydentach z przeszłości, postanowili odgrodzić się na dobre.
     Po chwili usłyszałam sygnał otwartej furtki – pchnęłam ją i weszłam na posesję, kiedyś nazywaną moim domem. 


     Powitanie rodzicielki tym razem było odrobinę inne – bardziej oschłe niż się tego spodziewałam.
– Witam cię, Nicolet – odparła, mówiąc to jednym tonem. – Mogłaś chociaż odpowiedzieć na wiadomość, ale, jak zwykle, tego nie uczyniłaś. – W tym momencie przerwała. Szłyśmy w kierunku jadalni.
– Późno odczytałam wiadomość, nie chciałam was budzić.
– Nie udawaj. Nigdy nie odpisujesz na wiadomość i nie zawsze łaskawie spełnisz moją prośbę. – Tylko westchnęłam, nie chcąc już na samym początku wdawać się w dyskuje.
Spokojnie, Nikki. Nie denerwuj się. Licz do dziesięciu. Raz, dwa, trzy... – mówiłam do siebie.

     Usiedliśmy do stołu. Ojciec przyszedł parę minut po tym, jak już siedziałyśmy. Matka poszła po tym do kuchni. Zostałam z nim sama – Julie nie było i nikt nie wiedział, gdzie jest.
     Rozmowa z ojcem za bardzo mi się nie kleiła. Zapytał się o podstawowe rzeczy takie, jak: co u mnie, jak na studiach i w pracy. W odwecie zapytałam go o jego pracę, to nie mógł przestać gadać, jak to firma dobrze prosperuje. I coś o jakichś przetargach oraz inwestycjach, o których nie mam bladego pojęcia. W końcu wstałam pomóc mamie, w nakryciu do stołu. Prócz poleceń, co mam teraz uczynić, nie było żadnej rozmowy. Gdy mogłyśmy z czystym sumieniem usiąść przy stole i zacząć posiłek – trzasnęły drzwi wejściowe. Dostrzegłam, jak, prawie że biegiem, Julie udała się do góry, nie witając i nie zważając na nikogo i na nic. Spojrzałam na reakcję rodziców. Nie przejęli się tym i nawet nie spojrzęli w kierunku mojej siostry. Spokojnie jedli obiad.
– Nie zawołacie jej? – zapytałam spokojnie.
– A jest potrzeba? Zgłodnieje, to przyjdzie – odparła matka.
– A chociaż rozmawialiście z nią, co się dzieje?
– Jeżeli czułaby potrzebę, to sama by do nas przyszła. A tak... jedz Nikki, bo wystygnie. – Zachowała się tak, jakby kompletnie nic jej nie ruszało. Nie wytrzymałam.
– Może chociaż u niej nie będziecie popełniać błędu wychowawczego? Moglibyście nauczyć się interesować własnymi dziećmi, a nie zajmować się tylko swoimi sprawami! Nie widzicie, że wasza córka potrzebuje uwagi? Rozmowy? Nauczcie się kiedyś tego! Znacie może takie słowo jak „emocje”? Chyba wam nigdy nie powiedziano, że coś takiego istnieje. – Zdenerwowana uniosłam się do góry.
– Nicolet, siadaj natychmiast – powiedziała mama.
– Jakim tonem ty do nas mówisz? – zapytał ojciec. – Jak masz zamiar tak do nas się wyrażać, to wiesz, gdzie są drzwi.
– Robercie! – uniosła się z oburzeniem rodzicielka.
Od słowa do słowa, doszło do tego, że odparłam: „Żadna przyjemność z wami siedzieć. Teraz wiecie, czemu tu nie przychodzę. Współczuję Julie, że jeszcze nie może wyjść z domu. Powinniście żyć sami” – słysząc jeszcze obelgi w moim kierunku, wyszłam. Zamykając furtkę, zobaczyłam Julie patrzącą się na mnie przez okno z tą samą zbolałą miną i załzawionymi oczami, co ja.

____________________________________________


I oto kolejny rozdział! Proszę wybaczyć za tygodniowe przesunięcie, ale niestety studia same się nie zdadzą, a prócz tego mam jeszcze domowe obowiązki. Już po świętach i po sylwestrze – jak Wam minął ten czas? Mam nadzieję, że bardzo dobrze! :) Nikki i Willa czekają jeszcze te chwile, zobaczymy, jak to wszystko się potoczy...

Co do płotu – w Anglii (jeżeli dobrze pamiętam) czy Stanach Zjednoczonych, raczej nie stawia się płotów, bo nie czują takiej potrzeby.

Zachęcam do komentowania, nawet krótkiego, ponieważ to nas motywuje do dalszego pisania. Naprawdę. Kontakt z czytelnikami potrafi zdziałać cuda!

Na dniach postaram się poprawić rozdział, bo zapewne roi się tam od byków, za które bardzo przepraszam!

Byk :)

Pozdrawiam ciepło i do zobaczenia za 3 tygodnie z rozdziałem od SismO, a za 6 tygodni ode mnie :)

4 komentarze:

  1. Podoba mi się, mam nadzieję zostać na dłużej :)

    _______________________
    chalvinesblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mamy szczerą nadzieję, że zostaniesz z nami :) !

      Pozdrawiam ciepło,

      Usuń
  2. Przeczytałam wszystkie zaległe rozdziały i jestem zachwycona i zmiecierpliwiona jednocześnie. Tak bardzo chce żeby oni się w końcu do siebie zbliżyli tak na dobre...
    Rozdział genialny, a szczególnie szczery do bólu dialog z rodzicami.
    Wkrada się kilka błędów w rozdziałach, takich jak brak dużej litery po trzykropku, ale to raczej przeoczenie.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam, Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ponownie zajrzałaś <3

      Dziękuję za ciepłe słowa. Postaram się do maja napisać kolejny rozdział. Teraz po prostu mam mało czasu z powodu odbywającej się już u mnie drugiej sesji.

      Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy - w wolnym czasie postaram się je poprawić :)

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń